To jaka ta Ziemia w końcu jest?

        Tak naprawdę, to nie będzie o Ziemi, tylko o "fejsie". Zdaje się, że coś wspominałem na ten temat i to nie raz, ale to miejsce i ludzie którzy z "fejsa" korzystają, nie przestają mnie zadziwiać. Nie to, żebym się specjalnie przejmował, ale dziś stało się coś, co mnie trochę zastanowiło. Opiszę Wam pokrótce ten „zabawny” epizod (słowo „zabawny” umieszczam w cudzysłowie, ponieważ w szerszej perspektywie, nie tylko z punktu widzenia swojego nosa, jest to raczej zjawisko niepokojące, a nawet przerażające).

        Wszyscy wiemy, jak działa to dziadostwo. Jeśli czymś się interesujemy, to istnieją odpowiednie algorytmy, które dobierają specjalnie "pod nas", najlepiej pasujące do naszych zainteresowań treści, oraz reklamy. Niestety, algorytmy te tworzą ludzie, albo programy stworzone przez ludzi. A ludzie ci, może i znają się na komputerach i wiedzą co to jest „sztuczna inteligencja”, jednak nie mają zielonego pojęcia czym jest prawdziwe życie, kim jest człowiek i - powiedzmy sobie to jasno - czym jest prawdziwa inteligencja. Krótko mówiąc, to wytresowani według określonego algorytmu, kretyni.

        W rezultacie, jeśli interesujemy się np. „medycyną naturalną”, albo deklarujemy wiarę w Boga, jesteśmy zalewani „szamańskimi” rytuałami, ezoteryką, kartami do tarota i obrazkami płaskiej Ziemi. A także indoktrynowani przez wszelkiego rodzaju sekty, tajne stowarzyszenia, czy zwyczajnych wariatów wierzących, że rządzą nami jakieś przerośnięte jaszczurki.

        Najciekawszym przykładem niedorozwoju umysłowego (a może to planowe działanie?) twórców tych algorytmów, jest wrzucanie do jednego worka z sektami, płaską Ziemią i innymi bredniami, CHRZEŚCIJAŃSTWA. Oni po prostu uważają (a może chcą, żebyśmy też tak myśleli) religię za coś w rodzaju wiary w smoki, wróżki i dobre skrzaty, tudzież inne gobliny, orki i trole. Najlepiej to widać w sklepach sprzedających tzw. dewocjonalia, gdzie obok krzyżyków z postacią Jezusa, oferują pentagramy i wisiorki z głową kozła. Po prostu Bóg, to jest dla nich jakaś postać z opowiadań fantasy, coś w stylu Gandalfa z Władcy Pierścieni...

 

 

        Tak czy inaczej, nie oglądam tego, co podsuwają mi te ich "algorytmy", choć zdarza się, że coś mnie zatrzyma na chwilę, wystarczająco długą, by rzucić okiem na profil i sprawdzić, kto zacz. Od razu wyjaśnię, że niemal WSZYSTKIE strony o profilu katolickim, na jakie do tej pory natrafiłem, są prowadzone przez obłąkańców, sekciarzy z New Age i ludzi opętanych nienawiścią. Są wyjątki, jak np strona poświęcona zmarłemu księdzu Pawlukiewiczowi, no ale to był fantastyczny, dobrze znany Polakom, kaznodzieja, więc „na dzień dobry” wiemy, z kim mamy do czynienia.

        Są też strony o medycynie naturalnej, strony antysystemowe, strony o promieniowaniu 5G (nie uwierzylibyście, ilu ludzi na świecie ma z tym poważny problem), o ludobójczych szczepieniach, o tajnej zmowie globalistów i oczywiście o płaskiej Ziemi (wiedzieliście, jak „płaskoziemcy” nazywają nas, wierzących w kulistość Ziemi? „Globogłąby”). Bardzo popularni są też "patrioci", chętnie dekorujący swoje profile polską flagą, głową białego orła, czy stylizowanym godłem Polski. Gdy widzicie coś takiego, uciekajcie jak najdalej, chyba że lubicie, gdy jakiś tępy dres Wam ubliża.

        Wsród nich, trafiłem kiedyś na jedną, całkiem ciekawą i była to strona z gatunku tych „antysystemowych”. Ponieważ tu, często mamy do czynienia z tak zwanymi „wilkami w owczej skórze”, więc należy być szczególnie ostrożnym, ale gdy prześledziłem wpisy jakieś pół roku wstecz, nie odkryłem niczego podejrzanego i nawet dodałem gościa do „znajomych”. Przez jakiś czas nic się nie działo, a kretynów piszących o płaskiej Ziemi, czy robiących sobie jaja z religii, po prostu ignorowałem, dziwiąc się tylko trochę, że admin w ogóle nie reaguje na tego typu „aspołeczne zachowania”. Wczoraj jednak moje zdziwienie ustąpiło pod wpływem pewnego wpisu...

        Otóż jakiś wyznawca płaskiej Ziemi, a jakże, zamieścił grafikę, z cytatem z Biblii (uwaga! Protestanckiej, kalwinistycznej Biblii Gdańskiej), z Księgi Rodzaju, w którym Bóg-okrutnik mówi „Wygnajmy człowieka z raju, aby nie wyciągnął ręki i nie wziął z drzewa życia, by jeść i żyć na wieki”.

 

(Mniejsza w tej chwili o tą grafikę znajdującą się w prawej połowie, nie próbujcie dociekać, jakie powiązania ktoś tu widział, bo tego się nie da wytłumaczyć. Któż wie, co siedzi w mózgu człowieka obłąkanego...)

       W Biblii Katolickiej jest inaczej... „Mówił też Pan Bóg - Oto człowiek stał się taki jak My – zna dobro i zło. Oby nie wyciągnął ręki i nie zerwał owocu z drzewa życia, by go zjeść i żyć na wieki. Usunął więc Pan Bóg człowieka z Edenu, aby uprawiał ziemię, z której został wzięty. Wypędził go i postawił na wschód od Edenu cherubów z ognistym mieczem, by strzegli drogi do drzewa życia."

        To z pozoru niewinna różnica, ale cel jest oczywisty. Chodzi o pokazanie Pana Boga, jako tyrana, który mówi - Wypędźmy człowieka z Edenu! Ukarzmy go, żeby czasami nie dostąpił życia wiecznego! A najlepiej, to w ogóle wtrąćmy go do piekła, chyba że przejdzie na Kalwinizm...

        Bo Kalwini uważają, że Bóg z góry skazał większość ludzkości na wieczne potępienie i tylko nieliczni (oczywiście oni) dostąpią zbawienia. Jest to tzw „reguła predystynacji”. Wedle niej ludzie od chwili urodzenia są przeznaczeni przez Boga albo do zbawienia, albo do potępienia. Bóg dokonał tego wyboru przed stworzeniem świata i nic nie jest w stanie go zmienić.

        Gdy to powiedziałem, rozpętało się piekło. Jakiś „oświecony” mi poradził, żebym „oddychał głęboko i poskromił swą pychę. Jeszcze nie jestem gotowy, aby prawda została mi objawiona, widocznie jeszcze nie przyszedł mój czas...” Gdy odparłem, że „Znam już prawdę i została mi objawiona w Piśmie Świętym, innej więc mi nie trzeba”, rzucili mi się do gardła jak wściekłe psy. Zaraz zostałem (standardowo) oskarżony o „mowę nienawiści”, o pychę, o to, że „zachowuję się, jakbym pozjadał wszystkie rozumy”, a na koniec, ktoś mi napisał, że „czytam Pismo Święte, a tam jest wyraźnie napisane, że Ziemia jest płaska...”. 

 

         Było jeszcze parę interesujących epitetów, ale najpierw usunąłem profil z listy „znajomych”, straciłem więc możliwość komentowania, a gdy sam administrator napisał mi, że „tkwię pogrążony w ciemnocie, a pomimo to ośmielam się zabierać głos w kwestiach, które mnie przerastają”, zablokowałem całkowicie tą stronę. Nie powiem oczywiście, jaka to strona, bo nie widzę powodu, żeby robić jej reklamę, ale mogę Was zapewnić, że gdy w tytule znajdują się takie słowa, jak „prawda”, „przebudzenie”, czy „ukryte”, to na 99 procent macie do czynienia z oszołomami, którzy w ogóle nie rozumieją, jak wygląda świat.

Wniosków jest kilka i są one następujące:

1 - Wiara w Boga, zwłaszcza z pozycji Chrześcijanina i Katolika, jest wściekle atakowana i wyszydzana, niezależnie od kontekstu i skali jej okazywania. Dzieje się to przy milczącej aprobacie tak zwanej „góry”, a nawet czynników prawodawczych i rządzących. Publiczne deklarowanie wiary i przynależności do Kościoła Katolickiego, jest w wielu aspektach zabronione prawem, natomiast wszystkie inne „religie”, sekty, czy nawet bardzo radykalne ugrupowania (w rodzaju tęczowych terrorystów), nie tylko mogą dowolnie prowadzić swoją indoktrynację, ale dostają od władzy zielone światło, by zmuszać innych (podobno wolnych) ludzi do postępowania według ich zasad.

2 - Religia i Bóg, to są „baśnie”, które dzisiejszy świat wrzuca do jednego worka z teoriami spiskowymi, literaturą fantasy i niektórymi schorzeniami umysłowymi. I ten świat robi to oficjalnie, nie napotykając ze strony „Chrześcijan”, żadnego oporu.

3 - Większość tak zwanych „blogów (profili, stron) antysystemowych”, to zwykła podpucha. Wentyl bezpieczeństwa, na który pozwala władza, żeby ci najbardziej „sfrustrowani” mogli sobie ulżyć i się wygadać na fb. Najlepszym dowodem, że jest to nic nie znacząca dziecinada, jest fakt, iż nawet największe protesty widoczne na facebooku, nie mają żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Na fb, na przykład większość obywateli protestuje przeciwko tzw „edukacji gender”, prowadzonej przez wszelkiego rodzaju zboczeńców, w europejskich (a więc i polskich) szkołach, tymczasem nie zdarzyło się jeszcze, by ktoś zaprotestował „w realu”. Nie ma żadnych demonstracji, pikiet, palenia tęczowych flag, a książka pod tytułem „Wielka księga cipek”, rekomendowana jako „obowiązkowa” lektura dla dzieci w wieku 6 - 8 lat, bije rekordy sprzedaży.

4 - O tym już pisałem. Bardzo często się zdarza, że pojawia się ktoś, kto „głosi prawdę” tak, żeby tą prawdę ukryć. „Obnaża kłamstwa” w sposób, który powoduje, że ludzie zaczynają w nie wierzyć. Technikę tą nazwałem „łyżką dziegciu”, ponieważ w istocie, tak ona działa. W opisanym powyżej epizodzie, użytkownik, który uważa się za „antysystemowca” i poszukiwacza prawdy, broni bredni, nie troszcząc się o to, czy te brednie ktoś uzasadnił, choć jednym logicznym argumentem (o dowodach nie wspominając), natomiast atakuje kogoś, kto te brednie wyśmiał i obalił. Atakuje go najpopularniejszą i najbardziej oczywistą bronią, jaką wymyślili koryfeusze światowego kłamstwa. Oskarżeniem o „mowę nienawiści”.

        Zaczyna się już na etapie „algorytmów”, które mieszają w podstępny sposób, pozornie pokrewne tematy, jak np medycynę naturalną z ezoteryką i magią, religię z sekciarstwem, historię z plotkami, prawdę z propagandą, czy po prostu dobro ze złem. Dla tak zwanej „sztucznej inteligencji” jesteśmy już zaszufladkowani, jako „ruska onuca, foliarz, fanatyk religijny, antysystemowiec, antyszczepionkowiec, czy (ostatnio modne) globogłąb”.

5 - Gdzie więc znaleźć prawdę? Na pewno nie na facebooku, ani w ogóle na żadnym „medium społecznościowym”. Musicie zrozumieć, że miejsca te powstały jedynie po to, by prawdą manipulować i by tę prawdę przed Wami ukrywać. Karmiąc Was w zamian sprytnie spreparowanymi kłamstwami. Prawda znajduje się przede wszystkim w mądrych książkach, które przez minione dziesięciolecia i stulecia były nieopatrznie publikowane i których jest tyle, że nie da się ich tak po prostu zlikwidować, albo zakazać. Oczywiście próby takie są robione, jak choćby pogrom w kanonie lektur obowiązkowych, dla polskich szkół, czy masowe zastępowanie książek fejsem, instagramem, tiktokiem i innymi formami informacji, atrakcyjnej wizualnie, niezbyt męczącej w przyswajaniu i już częściowo przeżutej, żeby się młodzież za bardzo nie zmęczyła.

        Czy widzieliście, że na różnych portalach informacyjnych, przy każdym „newsie” znajduje się informacja - ten artykuł przeczytasz w pięć minut? Czy nie uważacie, że to jest... Uwłaczające waszej inteligencji? Czy naprawdę jakiś bubek, któremu przeczytanie kilkunastu zdań musi zabrać aż pięć minut, może Wam udzielać porad? Może decydować, ile czasu wolno Wam poświęcić na zdobycie jakiejś „wiedzy”? A może chodzi o to, żebyście czasem nie przemęczyli swojego mózgu? Może niedługo będą limity? Będziecie chcieli coś przeczytać, a tam wyskoczy informacja:

 

        Dla tych sukinsynów, książka jest „niebezpiecznym i szkodliwym reliktem minionych czasów”. Skamieliną i niemodnym bezwartościowym artefaktem „ciemnego Średniowiecza”. Czymś, czego należy się wstydzić i co najogólniej rzecz ujmując, jest tylko stratą czasu. Niestety, kolejne pokolenia coraz łatwiej łykają ten kit i trudno im się dziwić, skoro są wychowywane w poczuciu graniczącym z pewnością, że pod żadnym pozorem, NIE WOLNO im wykonywać żadnej pracy. Bo wszystko jest dla nich i ma być im to podane na tacy. Nie zauważają tylko jednego. Ci „opiekunowie” troszczą się o nich, by nie „zmęczyli się” kupowaniem biletu autobusowego, proponując w zamian mobilną aplikację, ale pomijają milczeniem fakt, że pewnego dnia będą musieli jednak pójść do jakiejś roboty i spędzić resztę życia w fabryce, na taśmie, tyrając jak wół. Nie, żeby ta „praca” była komuś potrzebna, dziś człowieka prawie wszędzie mogą zastąpić maszyny. Chodzi o to, żeby zasuwali, jak bure osły i nie mieli czasu na myślenie. Trzeba im po prostu dać jakieś zajęcie.

6 - Punkt ten wydaje się tożsamy z punktem pierwszym, ale warto powtórzyć - Zdecydowanie najchętniej i najagresywniej atakowana jest wiara w Boga, religijność i Kościół Katolicki. Robi się to w najprostszy możliwy sposób, poprzez analogię. Jeśli chcemy „zniszczyć” jakiegoś polityka, pokażmy go pijanego. Albo z prostytutką. To, co „nie-politykowi” uszło by na sucho, w przypadku osoby postawionej na jakimś stanowisku, oznacza natychmiastowy i bolesny upadek z tego stanowiska. Stąd eksponuje się do przesady przewinienia pasterzy, albo wymyśla historyjki o rzekomym „gnębieniu całych narodów przez Chrześcijaństwo, Inkwizycję” i tak dalej. Rządzą nami Reptalianie? Prawdę ukrywa Kościół. Świat jest niszczony przez żydowsko - masoński spisek? Z pewnością stoi za tym Watykan. Wyrżnięto rdzennych mieszkańców Ameryki? To zrobili Chrześcijanie... I nikt nie przejmuje się tym, że są to bzdury wyssane z palca, jest to potwierdzenie czyichś subiektywnych poglądów i to wystarcza, by nawet nie chcieć dociekać prawdy.

        Podsumujmy więc. To wszystko, o czym napisałem do tej pory, jest w większości jasne. Nie sądzę, bym odkrył tu jakąś „Amerykę”. Chciałbym jednak zrócić uwagę na jedną rzecz. Na oszołomów, którzy tworzą PRAWDZIWE teorie spiskowe. Bo większość „tak zwanych” teorii spiskowych, to są teorie jak najbardziej zgodne z faktami, a więc nie są prawdziwymi teoriami spiskowymi. Są wyszydzane i ukrywane właśnie dlatego, że przedstawiają fakty. Weźmy typowy przypadek, kiedy ktoś zamieszcza na fb, lub na yt film, opowiadający o szczepionkach, jako o planowym ludobójstwie. Film jest oczywiście natychmiast usuwany i pojawia się informacja o „niezależnych weryfikatorach faktów”, którzy „usunęli ten film dla waszego dobra, bo przedstawiał nieprawdziwe dane”. Pierdoły w rodzaju płaskiej Ziemi, czy istnienia jakiejś ukrytej krainy na Antarktydzie, "przechodzą" bez żadnego problemu. Właśnie dlatego, że są to zupełnie niegroźne pierdoły.

 

       Pomyślcie (jeśli macie jeszcze czym) przez chwilę. Facebook, Youtube i pozostałe portale, to są „media społecznościowe”. Czyli miejsca służące komunikacji, dyskusji i wymianie informacji. Treści, jakie pojawiają się w mediach społecznościowych, nie mają charakteru edukacyjnego. To nie jest szkoła, ani uniwersytet i każdy o tym wie. Dlaczego więc istnieje coś takiego, jak „niezależny weryfikator faktów”? Co kogo obchodzi, o czym ja dyskutuję z innymi ludźmi? Owszem, w takiej na przykład „Wikipedii” musi być jakieś sito, jakaś weryfikacja, bo skoro strona aspiruje do roli internetowej encyklopedii, to nie może publikować głupot i musi zachować jakiś poziom. Ale swobodna wymiana poglądów? Co, nie wolno mi twierdzić, że wczoraj byłem na Księżycu i piłem wódkę z Marsjanami? A kto mi zabroni? Inna sprawa, że takich „faktów” nikt się nie czepia. Jest mnóstwo stron, na których ktoś podaje liczne dowody na płaskość Ziemi i żaden „niezależny weryfikator” nie zabiera głosu. Jesli jakiś półgłówek twierdzi, że Ziemia jest płaska, to jemu wolno o tym pisać, a mnie wolno poddać tą opinię w wątpliwość i nazwać go półgłówkiem. Bo to jest DYSKUSJA! Wymiana czyichś zdań i pies z nimi tańcował, czy są to zdania mądre, głupie, lub nieprawdziwe. Na tym polega WOLNOŚĆ WYMIANY INFORMACJI.

        Jeśli więc jakiś gnojek, podający się za „niezależnego weryfikatora faktów”, usuwa mój wpis, bo uważa, że jest on nieprawdziwy, to znaczy, że komuś zależy, by to, co powiedziałem, nie ujrzało światła dziennego. Bo gdy nawet ktoś uwierzy w płaskość Ziemi, to niech sobie wierzy. Nic się przez to nie zmieni, że pewna liczba osób uwierzy w podobną bzdurę. Natomiast informacja mówiąca o niebezpieczeństwie szczepionek, albo obnażająca oszustwo „zielonego ładu”, może zaburzyć czyjeś plany. Dlatego jest niebezpieczna i należy ją ukryć, pod pozorem „dbania o prawdę”.

        Oczywiście mogę sobie o tym napisać tutaj, na mojej własnej stronie, ale... Ile osób to przeczyta? Wielu z Was wierzy naiwnie, że można osiągnąć gigantyczną popularność w sieci, wyłącznie dlatego, że publikuje się ciekawe treści. Nic bardziej mylnego. To, co nazywacie "siecią", służy kontroli przepływu informacji, a nie jej wymianie. Jeśli coś może być "mega" popularne, to tylko wtedy, gdy jest bez znaczenia. Wyjątki oczywiście się zdarzają, ale pod warunkiem, że nie stanowią zagrożenia dla czyichś brudnych interesów. Gdy wpiszecie w wyszukiwarce pytanie „jak osiągnąć popularność na facebooku, instagramie, youtube”, wyskoczy Wam milion wyników, w których na pierwszym miejscu powtarza się mantra o „ciekawych treściach”. Czyżby? To wyjaśnijcie mi, jak to możliwe, że właśnie na fb, ktoś zamieszcza wpis „jakiego koloru majtki masz na sobie”, albo wykonany trzęsącą się ręką, rozmazany filmik, nie pokazujący absolutnie niczego i ten wpis ma siedemset tysięcy wyświetleń, oraz podobną liczbę polubień? A obok ktoś pokazuje, jak robi ze starej łopaty piękny myśliwski nóż i ma tych wyświetleń... Najwyżej kilkadziesiąt. Powiecie, że jest coś takiego, jak „zasięgi”, które mogą być dowolnie duże, jeśli się za nie zapłaci. No i rzeczywiście, ma to uzasadnienie, gdy głupawy filmik przekierowuje oglądających na stronę internetową, gdzie ktoś sprzedaje koszulki, albo ubezpieczenia. Jednak istnieje całe mrowie stron i profili, które nie przekierowują absolutnie nigdzie, więc nie ma mowy, żeby ktoś tu wydał pieniądze na zwiększenie zasięgów. Pomimo to, zasięgi te istnieją.


 Rysunek - Paweł Kuczyński

        W rzeczywistości wygląda to tak, że każde „medium społecznościowe” jest bardzo skomplikowaną konstrukcją, mającą określone funkcje i my o tej konstrukcji nie mamy w ogóle pojęcia. Główne cele są trzy. Pierwszym jest dezinformacja, drugim kontrola, a trzecim kształtowanie opinii publicznej. Żeby to wszystko sprawnie działało, potrzebne są jeszcze techniki „uzależniające” od mediów, a jedną z podstawowych takich technik, jest wywołanie złudzenia, że możemy zaprezentować w takim medium swoje poglądy i że KTOŚ NAS WYSŁUCHA. A jeszcze lepiej, gdy będziemy trwać w nadziei, że pewnego dnia wysłucha nas bardzo duża grupa ludzi. Że dotrzemy do „szerokich mas społeczeństwa”. To dlatego staramy się być aktywni, piszemy komentarze, dodajemy znajomych i wychodzimy ze skóry, żeby treści które publikujemy, były możliwie najbardziej atrakcyjne. W rezultacie facebook, pochłania znaczną część naszego życia i pewnego dnia okazuje się, że nie możemy bez niego w ogóle funkcjonować.

        Tymczasem to wszystko jest fikcja. Śmiać mi się chce z tych biedaków, którzy z wypiekami na twarzy (nie widzę ich twarzy, ale domyślam się, że bardzo to przeżywają) dyskutują na temat płaskości Ziemi, albo próbują desperacko udowodnić, że pod twarzą Donalda Rumsfelda kryje się Jaszczurczy łeb, gdy widzę te ich szumne avatary i nazwy profili, a pod spodem... Post ma pięć reakcji i trzy komentarze. Jest jeden taki typ, który pokazuje się, jako Morfeusz z filmu „Matrix”, wyciągający w waszą stronę ręce z dwoma kapsułkami. Niebieską, która oznacza powrót do świata złudzeń i czerwoną, oznaczającą prawdę. Niestety, jego wywody, na które składa się głównie teoria o... Płaskości Ziemi i agresywne ataki na religię, nie cieszą się praktycznie żadnym zainteresowaniem. Teoretycznie, to nieszkodliwy wariat, ale kto wie, o czym napisze jutro? Dlatego nie ma najmniejszych szans na to, że usłyszy go więcej, niż te pięć osób.

        Nie myślicie chyba, że platforma „wymiany informacji”, warta prawie 450 miliardów dolarów, w którą zainwestowano kupę pieniędzy i dziesiątki lat pracy, stworzona w celu kontrolowania i kształtowania umysłów całej ludzkości, istnieje... „dla Was”. Po to, żebyście mogli sobie podyskutować. Jeśli w to wierzycie, to bardzo mi przykro, ale jesteście czymś w rodzaju „nawozu”. To Wy, w swojej masie tworzycie sukces facebooka i innych gigantów medialnych. To dzięki Wam, facebook może istnieć i wpływać na umysły, wasze i waszych dzieci. Pokażcie mi kogoś, kto osiągnął sukces dzięki jakiemukolwiek medium społecznościowemu. Znacie kogoś takiego (poza herr Cukierbergiem)? Nie mówię tu oczywiście o waszym sklepie z „etniczną biżuterią”, który zyskał dzięki fb paru klientów, ale o spektakularnym sukcesie, który na trwałe uczynił wasze życie lepszym. Im prędzej sobie uświadomicie, że to tylko strata czasu, tym większe są wasze szanse, że jednak do czegoś w tym życiu dojdziecie, zanim kopniecie w kalendarz.


        Kończąc mój wywód, wrócę na chwilę do naszych „oszołomów od płaskiej Ziemi”. Zacząłem od fałszywego „cytatu” z Księgi Rodzaju, mającego pokazać, jakim Pan Bóg jest okrutnikiem i od dyskusji paru zionących nienawiścią do Chrześcijaństwa szaleńców, którzy najpierw próbowali mnie wciągnąć w dyskusję na temat „prawdziwego pochodzenia religii”, a gdy wyraziłem umiarkowany entuzjazm, oskarżyli mnie o „mowę nienawiści” i zaczęli się prześcigać w ubliżaniu samemu Bogu. Zakończę również, nawiązując do tematyki religijnej.

        Otóż trafiłem kiedyś na pewnym „katolickim” profilu, na kobietę, która (tradycyjnie) próbując opluć i obrazić wszystkich Chrześcijan naokoło, zaczęła wymyślać niestworzone historie, jak to „Kościół Katolicki mordował niewinne ludy od początku istnienia świata”, nie podając jednak żadnych konkretów. Żadnych źródeł, dowodów, argumentów, no... Jednym słowem nic. Gdy ją przyparłem do muru, rzucając kilka bardziej szczegółowych pytań, napisała mi, cała trzęsąc się z wściekłości następujące zdanie...

„Robię to, bo mam misję i nie spocznę, dopóki nie zniszczę tego wielkiego oszustwa, jakim jest Chrześcijaństwo. Będę was dotąd uświadamiać, aż z powierzchni ziemi zniknie ostatni klecha i ostatni kościół. Co już stanie się niedługo...”

Cóż... Z Facebookiem? Życzę powodzenia...

Komentarze

Popularne posty